Recent News

Newsletter

Błąd: Brak formularza kontaktowego.

 
Home / Wszystkie  / Błędy restauratorów  / Nie ma miłości. Jest matematyka. Gdzie są granice podwyżek cen?

Makaron z kurczakiem – 31 zł.
Ten sam makaron w opcji z krewetkami – 59 zł.
Ok, czy nie ok?

Jak na podwyżki cen, które towarzyszą nam każdego dnia, uważam, że Polacy wykazali się sporą tolerancją i sporą cierpliwością połączoną z akceptacją „no tak, wszystko drożeje”. Nie ma restauratora, który chce przetrwać i nie wprowadzić podwyżek, bo tu matematyka jest nieunikniona. Nie bez powodu powtarzam ostatnio, że romantyzm w biznesie w obecnych czasach musi zejść na drugi plan. Pada pytanie – gdzie są granice podwyżek w restauracjach? Czy można podnosić ceny w nieskończoność argumentując takie zachowanie cytatem, że „ludzie przecież nie zrezygnują z chodzenia restauracji”? Absolutnie nie!

Należy przede wszystkim pamiętać, że restauracja w pewnym stopniu tak, jak kino, dłuższe wyjazdy, czy drogocenne zakupy, należy w pewnym stopniu do tak zwanych dóbr luksusowych, czyli ekonomicznie do tej grupy, z której w pierwszej kolejności rezygnujemy, gdy zaczynamy „zaciskać pasa”. Co to oznacza? Jeśli rodzina pozwalała sobie na wyjście do restauracji średnio raz w tygodniu – teraz zacznie chodzić np. raz na dwa tygodnie. Jeśli ktoś jada lunch 3 x w tygodniu w restauracji, może uznać, że „przerzuci” równie szybko odgrzeje sobie posiłek z Biedronki, czy Żabki, a w efekcie zaoszczędzi. Tak, kilka sieci zapowiedziało niedawno, że dział garmażeryjny zamierza w najbliższym czasie bardzo mocno rozbudować, co chcąc nie chcąc wpłynie na zmianę podejścia przynajmniej części gości: skoro mogę za pierogi zapłacić połowę ceny, to dlaczego miałbym nie spróbować?

Granice podwyżek są i z pewnością, o ile nie teraz, to wkrótce każdy z restauratorów je zauważy. Wygrają Ci, którzy wraz ze wzrostem cen w karcie, podejmą odpowiednie ruchy, które dadzą szansę na zwiększenie obrotu. Co powinien zrobić restaurator, gdy w tle słychać tylko słowa: inflacja, podwyżki surowców, rachunki…?

  • zacząć od pójścia „na ilość”, czyli zmaksymalizować ilość gości w lokalu (Jak? To tłumaczę na szkoleniach z Marketingu, więc serdecznie zapraszam od razu rzetelnie informując – pracy jest sporo, ale obiecuję – to działa, więc warto się natrudzić!),
  • pokazać, że restauracja, mimo rosnących cen, nadal się opłaca – wprowadzając specjalne dania promocyjne (o przeliczonym odpowiednio food costcie), promocje, tygodniowy kalendarz PROMO,
  • zmieniając menu (zmniejszając ilość dań, których cena przestaje być dla gości akceptowalna, zastępując je tymi, które pozwalają na obniżenie kosztów) – tu muszę dodać, że to należy zrobić bez schodzenia z jakości!,
  • wdrażać akcje pozwalające gościom regularnie odwiedzającym lokal, na korzystanie ze specjalnych profitów (pamiętając, że nowego gościa jest sześciokrotnie trudniej zdobyć, niż zawalczyć o ponowną wizytę u tego, który już nas odwiedził),
  • promować, promować i jeszcze raz promować restaurację, skutecznie docierając do coraz to nowych potencjalnych gości, którzy – miejmy nadzieję – zastąpią tych, którzy nie mogą sobie już na wizyty w restauracji pozwolić!

Nie czekamy kochani, bo styczeń tuż tuż, a wielu z Was doskonale wie, że to początek chudszego okresu dla wielu restauracji. Potrzebujecie pomocy i wsparcia specjalisty w pomysłach, specjalnych planach? Piszcie. Ja i moja ekipa jesteśmy do Waszej dyspozycji!

No Comments
Post a Comment

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.